Poszukiwania campingu na Istrii miały przebiegać łatwo, w końcu miejsc do zatrzymania tam nie brakuje. Plan był prosty, ma to być resort z basenem i atrakcjami dla dzieci, plaża powinna być przystępna, bez głębi tuż po wejściu no i oczywiście fajnie by było jakby woda była taka krystaliczna, lazurowa jak w Dalmacji.
Wstępnie wybraliśmy, że zostaniemy na campingu Park Umag, bardzo rozległym więc dobre miejsca w czerwcu na pewno się znajdą. Tego dnia na poszukiwania wybraliśmy się w 2 rodziny, trzecia zwiedzała pobliski dinopark. Park Umag jest dobrze przygotowany na przyjęcie tysięcy turystów, przed recepcją znajduje się duży parking, pięknie obsadzony kolorowymi kwitnącymi w czerwcu krzewami ozdobnymi, pomiędzy którymi co kawałek znajdują się darmowe słupki wszelkimi przyłączami. Zanim zaczynamy poszukiwania parceli podłączamy przyczepy do prądu, jak dobrze pamiętam bezpieczniki mają tam 16A. W recepcji czeka już miła pani pomagająca obsługiwać elektroniczny system kolejkowy, który nijak nie ma się do rzeczywistości. Ruszamy wiec do pierwszej wolnej Pani z obsługi, dostajemy mapy listę wolnych parceli, które powinny spełniać nasze wymagania.
Wchodzimy na camping z mapką w ręce, i pierwsze co zauważamy ( po za tłumem ludzi w basenie i niemiłosiernym żarem lejącym się z nieba ), to przestrzeń… ogromna przestrzeń ciągnąca się wzdłuż brzegu aż po campingowy półwysep… linia brzegowa ma dobre 2-2,5 km a camping sięga na 200-400 metrów wgłąb lądu. Większa część campingu to klasyczna patelnia, gdzie 4 parcele ułożone są w sektory, z jednym małym drzewem i słupkiem z wszystkimi mediami. Pierwsze wrażenie jest słabe, zanim dotarliśmy na „plażę” już byliśmy zmęczeni a to co zobaczyliśmy mocno odbiegało od naszych marzeń. Jedno jest pewne – miejsca dla nas nie zabraknie, nawet jak za chwilę przyjedzie 50 autokarów z turystami śpiącymi w namiotach – damy radę.
Po wspinaczce pod górę do recepcji odpinamy się od prądu i ruszamy na dalsze poszukiwania. Naszym celem jest camping Stella Maris oddalony o kilka kilometrów. Po dojechaniu na miejsce, lekko zdziwiony zjeżdżam zgodnie za znakami z drogi i widzę recepcję po przeciwnej stronie drogi niż plaża i część rekreacyjna. Okazuje się, że camping jest podzielony dużą drogą na 2 części. Część „sypialna” oddalona o kilkaset metrów od morza, przy 3 mocno ruchliwych rodzinach – nie ma sensu wchodzić nawet oglądać szczegółów. Temperatura tego dnia nie pozwalała nam na wiele, mieliśmy jeszcze w zapasie camping w Porecu, Rovinj i jeszcze inne resorty z basenami ale zdecydowaliśmy się na powrót na Park Umag. Tam korzystamy znowu z parkingu, zjadamy obiad i spotykamy się z 3 ekipą. Po szybkim zameldowaniu (numery parceli już znaliśmy) udajemy się na nową część campingu, z nowymi łazienkami, płaskimi parcelami, z kawałkiem cienia.
Tuż po zaparkowaniu udajemy się schłodzić na basen, co jak się okazało było bardzo słuszne, gdyż to była ostatnia okazja na pływanie na tym campingu… a przecież nie tak miało być.
Jeszcze dobrze nie zmęczyliśmy się panującym upałem a już w nocy słyszymy jak deszcz pada na dach przyczepy.. znowu zmienia się pogoda, rano jest ponuro, chłodno i od czasu do czasu popaduje. W związku z tym udajemy się do oddalonej o 20 km jaskini Baredine ( N45°16.200′, E013°39.696′ ), która mocno reklamowała się w campingowej recepcji.
Jaskinia Beredine zrobiła na nas duże wrażenie, można ją zwiedzać na ok 55 m głębokości, jest w niej mokro i ciemno jak w każdej jaskini, na dnie żyją dziwne stworzenia w zbiorniku wodnym, a temperatura wynosi ok 12C. Zwiedzać można z przewodnikiem, grupy ruszają co 30 minut i podzielone są o danej godzinie na język w którym opowiada przewodnik.
Temperatura na zewnątrz jak i wilgotność wiele nie różni się od tej w jaskini, kilkaset metrów obok znajduje się skansen z zabytkowymi traktorami, maszynami rolniczymi, oraz winiarnią i małą kawiarnią. Wszystkie te atrakcje spokojnie mogę polecić – na takie dni bez pogody jest co robić.
Po zobaczeniu sprzętów rolniczych decydujemy się na wyjazd do Poreca, gdzie planujemy zjeść obiad. Na godzinkę rozdzielamy się tutaj, wybierając różne restauracje, jak się później okazało wszystkim udało się dogodzić i zjedli to czego oczekiwali. My wybraliśmy „Gradska Kavana” w Porcie oddaloną o ok 200metrów od głównej uliczki spacerowej w mieście, stąd nasz rachunek był podzielony przez połowę. Korzystając z internetu sprawdziliśmy przy okazji pogodę na najbliższe dni, gdyż mieliśmy świadomość, że zgodnie z planem za ok 2-3 dni znajomi wyjadą z Chorwacji w kierunku Węgier a my zostaniemy na jeszcze ok 10 dni. Poprzednie kilka wieczorów ustalaliśmy jaki obrać kierunek, byliśmy praktycznie pewni ze jedziemy do Włoch w okolice Wenecji a konkretnie do Bibione, gdzie oboje z Martą byliśmy prawie 20 lat wcześniej oczywiście osobno. Prognozy jednak szybko się zmieniły i z myśli o słonecznej Italii zostało tylko wspomnienie.
Po obiedzie udajemy się na spacer, szybko odnajdujemy naszych kompanów i wspólnie zwiedzamy wąskie uliczki bardziej przypominające Wenecję i inne Włoskie miasta niż Chorwację. Zanim dobrze zdążyliśmy pochodzić znowu trzeba było się ewakuować, gdyż znad morza przyszła ulewa, która skutecznie przemoczyła nas do ostatniej nitki, a znajomym ostatecznie wybiła z głowy myśl o dalszym pobycie w Chorwacji.
Decyzja zapadła – jeszcze dziś uciekają na baseny termalne na Węgrzech. Po powrocie jak najszybciej się pakują, płacą za camping i odjeżdżają w kierunku północnym. My zostajemy sami z obawą jak nasza pociecha zareaguje na nagłe niespodziewane zniknięcie towarzystwa do zabaw bo z jego punktu widzenia – przecież nie tak miało być.
Razem ze znajomymi znika kiepska pogoda, od tego popołudnia będzie już tylko pięknie, przynajmniej taką mieliśmy wtedy nadzieję. Wieczorem podejmujemy ostateczną decyzję, szykujemy się do wyjazdu, kierunek wybrany.
Rano Park Umag żegna nas piękną pogodą, a my zjadamy śniadanie, ładujemy swoje wewnętrzne akumulatory gdyż przed nami pół dnia w samochodzie… gdzie jedziemy ? o tym w kolejnym odcinku, jeżeli poznałeś już trochę nasze zwyczaje to doskonale wiesz gdzie dotrzemy.