browser icon
You are using an insecure version of your web browser. Please update your browser!
Using an outdated browser makes your computer unsafe. For a safer, faster, more enjoyable user experience, please update your browser today or try a newer browser.

Trogir, Ciovo – camping Rozac

Posted by on 15 lipca 2014

W poniedziałek 16.06 ok godziny 14 ruszamy z Sibienika, dość szybko docieramy magistralą do Trogiru (ok 60km), został nam do przejechania ostatni jak się okaże najtrudniejszy odcinek.  Po przejechaniu mostu na wyspę Ciovo kierujemy się dalej wąskimi uliczkami (jest to jedyna droga), dość stromo pod górę. Chwilę wcześniej na moście myślałem, że mijanie się z ciężarówką z przeciwka, kiedy pomiędzy nami jedzie dostawca pizzy na skuterze (szeroki kufer z tyłu) a droga jest bardzo wąska – to już wszystko co nas dzisiaj czeka.  Zjazd z mostku w prawo (widok ze street view), też był ciekawy, szczególnie że tym razem ja jechałem pierwszy i torowałem drogę.

Nic to dla nas, blokujemy drogę i czekamy aż auta z przeciwka (wtedy był obustronny korek – godziny szczytu) zrobią nam trochę miejsca, aby bezpiecznie skręcić.  Tuż za mostkiem, widzimy że droga się zwęża i stromo podąża do góry, tuż przed zwężeniem mijamy jeszcze ciężarówkę, jest bardzo ciasno, nie ma gdzie zawrócić – wszędzie po bokach stoją samochody – musimy jechać dalej – bardzo niechętnie.Ledwie wjeżdżamy na najtrudniejszy odcinek , gdzie ogrodzenia domów – betonowe murki stoją na krawędzi asfaltu po obu stronach drogi, a z przeciwka pojawia się zestaw z równie dużą przyczepą campingową jak nasza.

Witamy się z Holendrami przez otwarte okna, mamy chwilę czasu na ustalanie strategii przejazdu – droga jest zablokowana w obu kierunkach, jeżeli obetrzemy swoje sprzęty zostanie tak na dłuższy czas. Powoli ustępujemy drogi zjeżdżając na kawałek czyjegoś podjazdu. Po kilku minutach powolnych ruchów jesteśmy gotowi jechać dalej. Niestety przez powolne ruszanie na stromej drodze zestawem o masie dochodzącym do 4 ton nasze sprzęgło mocno czuć w powietrzu, lecz na szczęście daje radę wciągnąć nas jeszcze pod górę. W miedzy czasie kierowca półciężarówki,  z którą mieliśmy się zaraz mijać – wycofał na parking na zakręcie.

Płynnie jedziemy dalej w stronę campingu Labadusa, mijając camping Rozac, na który jak się okaże wrócimy w ciągu pół godziny.

Tym razem puszczamy na zwiady campera, którego załoga na CB radiu daje nam info, że możemy jechać dalej – oba zestawy mają mocno rozgrzane sprzęgła, nie chcemy ich do końca zniszczyć.  Droga do Labadusy nie jest łatwa – dalej jest wąsko, a drogę ograniczają kamienne murki – ale tutaj nikt z przeciwka nie jedzie. Zarówno camper jak i my w jednym miejscu przycieramy dolne zabezpieczenia na ostrym zakręcie pod górkę… ale po to one są aby nie zostawić zderzaka na drodze.

Camping Labadusa jest piękny, a szczególnie jego plaża, wolne miejsca w I rzędzie od wody, widok jest super a do tego nie ma tłoku.  Niestety zmęczeni nerwami związanymi z przejazdem z przed 15 minut,  nie robimy tutaj ani jednej fotki. Niestety camping ma 3 wielkie minusy, które nie pozwoliły nam na nim zostać :

– stromy zjazd w kierunku I linii od wody – marne szanse, aby po żwirku camper wrócił jeszcze kiedyś do domu 🙂

– prąd z generatora, dostępny tylko do ok 22, a i zdaniem pani z recepcji – bywa, że brakuje go także w trakcie dnia – niby nie powinno być to dla nas problemem – lodówki pięknie chodzą na gaz, lecz na tym etapie w camperze jest jeszcze lodówka / zamrażarka turystyczna, która wypełniona jedzeniem, działa tylko na 230V – musimy się ewakuować.

– plaża – strome zejście po schodkach, strome zejście do wody po wysypanych otoczakach – a niżej ostre skały i od razu głęboka woda – coś w sam raz aby pozbyć się naszej gromadki biegających dzieci…. bo dla dorosłych bardzo czysta woda z ładnymi widokami – aż chciało się wskoczyć do wody bo na dworze było już gorąco.

Decyzja jest szybka – zawracamy na camping Rozac, na który jedziemy powoli i ostrożnie aby już nic nie uszkodzić. Udaje nam się to, tak samo jak znalezienie 3 parceli, nawet w cieniu… Rozbijanie się zajmuje nam zdecydowanie najwięcej czasu.. przez to, że parcele nie są jasno wytyczone – a jedynie przez ograniczające je drzewa (lecz nie wiemy dokładnie które). Po dobrych 2 godzinach, i kilku piwach dla rozluźnienia sytuacji z przejazdu… w końcu nam się udaje…. Wieczorem wszyscy udajemy się na wspólny spacer, zakończony kolacją w campingowej restauracji – polecam.

Wieczorem odwiedza nas solidna burza, dodatkowo nie odpuszcza przez praktycznie całą noc a przez camping płynie rzeka, momentami głęboka na 10-15cm.

Na rano mamy ustalony wyjazd do centrum, auta zostawiamy na campingu i jedziemy busem, który spóźnia się chyba ponad 20 minut. Znowu zaczyna padać deszcz, zaczynamy od zakupu biletów na „łódź podwodną”, która odpływa w południe i udajemy się na targ w celu zakupu oliwy, oliwek i innych miejscowych specjałów.

O godzinie 12, kilka odważniejszych osób z naszej ekipy + dzieci odpływamy w kierunku okolicznych podwodnych skałek takim oto cudem :

Wycieczka w jedną stronę trwa ponad 20 minut, później 20 minut oglądamy podwodne życie, przygotowane atrakcje typu zatopiona łódka, widzimy ławice ryb, konika morskiego, wielkie jeżowce i wszystkie atrakcje życia podwodnego, które do tej pory były nie dostępne dla dzieci a jedynie dla dorosłych pływających z maską. Dzieci są zadowolone, warto było wydać 80 kun czyli ok 45zł za godzinny rejs. Wracamy już na górnym pokładzie, okazało się, że pływaliśmy w pobliżu naszego campingu Rozac.

 

Po rejsie przyszła pora na odpoczynek przy pizzy w centrum Trogiru. Podziwiamy podpływające co chwilę, coraz większe jachty,  ich właścicieli i załogę przy pracy. Ciekawostką dla naszego dziecka są także podchodzące do lądowania co kilkanaście minut samoloty – pas lotniska znajduje się  kilka kilometrów dalej  i lecą na prawdę nisko.

Jeszcze poprzedniego wieczoru ustalamy, że trzeba zmienić camping, aby jak najszybciej wydostać się przez wąskie uliczki i nie myśleć o tym czy uda się to zrobić bezpiecznie. Na camping wracamy ok 14 -15 taksówką, której cenę zbijamy z 200 na 120 kun (nie chcieliśmy czekać ok godziny na busika). Na campingu spacerujemy po plaży, robimy dużo fotek, łowimy wodne zwierzątka – dla zabawy z dziećmi. Mimo wielu wątpliwości – związanych z pobliską stocznią – woda jest czysta, plaża ładnie wysypana żwirkiem i otoczakami, a woda czysta i zachęcająca do kąpieli.

Na godzinę 18tą ustalamy ewakuację z campingu – na którym dopłacamy za 1/2 doby…. Wszystko poszło z godnie z planem, gładko bez korka przejeżdżamy przez zwężkę i Trogir, udajemy się na autostradę, gdzie trafiamy na samym początku na ciemne chmury i porządną ulewę (który to już raz w tym roku).. Ale jesteśmy sprytniejsi – szybko się rozpędzamy i zostawiamy deszcz za sobą.

Obieramy kierunek – Biograd na Moru – camping Park Soline, na który docieramy już bez dodatkowych problemów w trasie. Po szybkim spacerze stwierdzamy, że jest ładnie, camping ma wiele wolnych parceli, są fajne place zabaw i aż dziw że jest tak pusto. Okazało się, że woda w morzu nie spełnia naszych oczekiwań – jest trochę śmieci, pieni się na powierzchni i w niczym nie przypomina tej, o której marzyliśmy jadąc na wczasy….

chyba znowu nie tak miało być ??

nie ma tego złego… mamy plan awaryjny – jedziemy 7 kilometrów na południe na sprawdzony już w 2012 roku camping Kozarica w Pakostanie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

bzDP