Z miejscowości Hartberg ruszamy wcześniej rano – tj ok 8:05 – nasze dziecko na wczasach lubi pospać. Przed nami do przejechania 519km, na camping Borik w naszym Zadarze. Dziecko ma obiecaną „kolorową podłogę”, my tęsknimy za Chorwacją…. tak więc nie patrząc na nic pędzimy… przez Austrię z zawrotną prędkością 89-93 kmh po autostradzie. Nie wiem dlaczego, mamy duży respekt przed Austryjacką policją, nie chcę z nimi negocjować ani rozmawiać. Całe przygotowania do wczasów i pakowanie przebiegło pod hasłem ” nie przeładować przyczepy ” – w czym jesteśmy mistrzami…. bywało, że jechaliśmy na weekend i bagażnik auta był pusty, a przyczepa nieźle przeciążona.
Droga przez Austrię mija nam szybko, a winietę na Słowenię mamy kupioną już na granicy Słowacko – Austryjackiej. Nic nas nie zatrzymuje, no może solidnymi kontrolami na granicach…. ale mamy szczęście – aktualnie „trzepią” autokar i busa, my mamy spokój. Pierwszy raz w życiu nasze koła stają na Słoweńskiej ziemi (nogi tym razem jeszcze nie), a ok godziny 10:15 jesteśmy już w Chorwacji, gdzie po kilkunastu kilometrach tankujemy dobre paliwo – tak przynajmniej mi się wydaje i robimy krótki postój na rozprostowanie kości. Przy okazji na stacji czytam gazetę – Chorwacja wygrała z Brazylią 3:1 na otwarcie :)….. niestety dopiero po kilku godzinach zorientowałem się, że wynik był odwrotny :).
Droga przez Chorwację idzie nam w porządku, Zagrzeb mijamy bez korków, na bramkach płacimy kartą bez kolejki a tunel Sv. Roka mijamy ok 14:15 a niewiele później bo o 14:56 jesteśmy już rozstawieni na dobrze znanym nam campingu Borik. Szybko załatwiamy formalności, gdyż pamiętamy z zeszłego roku sektor, na którym chcemy stanąć. Tutaj odkrywamy pierwsze straty materialne. Pęd powietrza potargał nasz nowy, niby porządny pokrowiec na rowery, co nie stanowiłby problemu, gdyby nie to, że wyrwało nam także tablicę ostrzegawczą (bez której szansa dostania mandatu w drodze powrotnej do Polski będzie większa niż 100%)… Od tej pory rozpoczniemy jej poszukiwania w kilkunastu marketach i sklepach…..
Już po chwili idziemy na spacer nad wodą, przywitać się z ciepłym Adriatykiem – spokojnie miał ok 24C, gdyby nie jego „czystość” w miejskiej zatoce to pewnie byśmy się wykąpali.
Po zjedzeniu obiadu wybieramy się samochodem na starówkę ( wszystkim, którzy jeszcze nie byli proponuję zabrać ok 15 kun w monetach – aby mieć jak zapłacić za parking bo rozmienić nie będzie łatwo, można też płacić gotówką u parkingowego).
Na początek zwiedzania załapujemy się na ciuchcię wycieczkową po starówce – co kosztuje nas chyba 60 kun za rodzinkę, ale atrakcja dla dziecka w sam raz, był bardzo szczęśliwy.
Na wieczór zostawiamy sobie pizzę w naszej ulubionej pizzeri – o niej będzie później… a resztę wieczoru spędzamy na „kolorowej podłodze” czyli Pozdrav Suncu – instalacji solarnej o średnicy 22 metrów, która po zmroku świeci na różne kolory, przyciągając setki dzieci i tysiące turystów z całego świata.
Ku wielkiemu niezadowoleniu naszej pociechy ok godziny 22 udajemy się na camping, pożegnanie z jego ulubioną atrakcją Chorwacji nie było łatwe, ze względu na to, że w tym roku miała to być nasza jedyna wizyta w Zadarze… mieście w którym moglibyśmy zamieszkać na stałe… nawet mój pracodawca ma tam dużą siedzibę :).