Jeżeli camping Solaris jest pełen, jesteśmy już blisko Zadaru i nie chcemy odbić się od drzwi recepcji…. wybór jest prosty – jedźmy na Zaton.
Zaton mieliśmy w planach już zimą, czytaliśmy o budowie nowych basenów, widzieliśmy projekt a już podczas pobytu w południowej Dalmacji oglądaliśmy aktualne fotki na FB campingu i zapewnienia, że baseny będą otwarte.
Z Solarisa wyjechaliśmy kilka minut po 9, lecz jeszcze szybkie zakupy w lidlu spowodowały, że pod recepcją Zaton-u meldujemy się o 11:05. Na ostatnich kilometrach wyprzedzamy jeszcze 2 niemieckie kampery, jadą wolno a my wiemy, że kolejność w recepcji akurat tutaj jest bardzo ważna. To już nasza 3 albo 4 wizyta , więc dokładnie znamy procedury, skróty, rozkład parceli i ciekawe sektory. Jednak już przy recepcji widzimy, że nie będzie dobrze, tu gdzie zawsze był plac służący jako przechowalnia, teraz stoją wczasowicze. Niestety niemieckie ferie dotarły i tutaj.
W recepcji po odstaniu swojego w kolejce i ustaleniu z miłą obsługą czego szukamy dostaliśmy dwa numery parceli.. ostatnie dwa wolne z 1528 parceli. Nie było opcji aby je oglądać, bo za nami w kolejce było kilkanaście osób, wybraliśmy parcele sąsiadującą z odnowionymi łazienkami, stosunkowo blisko morza. Niemożliwe stało się faktem – Zaton jest pełen a to przecież 9.czerwca. Niestety nie było mowy o skrawku cienia, prawdziwa patelnia od rana. Po zameldowaniu robimy krótki spacer na parcelę, jest ustawna na końcu ślepej uliczki, nie będą tu jeździły samochody więc będzie bezpiecznie. Zostajemy na tydzień i kończymy wczasy.
Wjechanie na parcele nie było proste, bardzo wąska ścieżka dojazdowa plus zaparkowane auta i campery… ale daliśmy radę. Zanim jeszcze zdecydowaliśmy jak staniemy na parceli musiałem rozłożyć markizę, a jej nogi zaczepić o ścianę.. w ten sposób już będziemy manewrować, było południe i ok 32C w cieniu, lecz odczuwalnie to chyba bliżej 40tki.
Rozstawianie zaczynam od nadmuchania i zalania wodą małego basenika dla dzieciaków, atrakcja wypaliła, nie ugotują się, przy okazji wszyscy emeryci z okolicy mieli na co popatrzeć. Mam wrażenie, że z lekkim podziwem przyglądali się naszemu ustawianiu, rozpakowywaniu, to już kolejna przeprowadzka tym zestawem i mamy wszystko opanowane. Dzięki moverowi, markizie, małej poziomicy, wkrętarce (do podpór), wjazd na parcelę, wypoziomowanie i rozstawienie całości idzie nam błyskawicznie. W między czasie orientujemy się, że podczas remontu łazienek skasowano kilka parceli, stworzono miejsce do grillowania, mały plac zabaw i mini ogródek. Okazuje się, że nie liczy się tylko kasa – przecież każda ta parcela to kilka tyś E każdego roku. Grille wyglądały na nowe, nie używane… tak było przez pierwsze 2 dni naszego pobytu, później niestety pojawili się goście z domków i trochę nam dymili, jednak pogoda sprzyjała i dym szedł w przeciwnym kierunku.
Skoro już wspominam o ogródku warzywnym. Początkowo byliśmy mocno zdziwieni, widząc jak ludzie coś tam sobie odrywają z dekoracji roślinnych, jednak sami też odkryliśmy tabliczkę z informacją, że można korzystać z tych roślin. Były tam m.in przyprawy typu oregano, bazylia, rozmaryn,pietruszka, mięta, a także pomidorki koktajlowe, czy kwitnąca dopiero cukinia. W innych miejscach były jeszcze owoce typu poziomki, truskawki. Przyznam, że pomysł nie tyle trafiony co genialny. Podobny ogródek mamy u nas pod domem i doceniamy możliwość korzystania ze świeżych przypraw, również na wczasach.
W temacie łazienek, to wspomnę o tym że zawsze uważałem Zaton za camping z najlepszymi łazienkami, gdzie z głośników słychać śpiew ptaków, między pawilonami są ogródki, gdzie np dzieci mogą czekać na rodziców na mini placu zabaw. Ilość kabin, czystość i projekt – zawsze z najwyżej półki w Chorwacji. Jednak po wizycie w tych konkretnych łazienkach, stwierdzam że w kategorii campingów jest to klasa światowa. Może nie będę za dużo opisywał, zobaczcie sami.
Baseny – owszem jeden, czy dwa jest już otwarty, inne są napełniane wodą, wykańczane są tarasy, restauracje i co dla nas najważniejsze – wodny plac zabaw, który wydawał się być najciekawszy dla Ani – niestety do końca naszego pobytu nie ruszy. Całość projektu oceniam bardzo dobrze. Myślę, że po uruchomieniu wszystkich atrakcji, nie będzie tam tak tłoczno jak na poniższej fotce.
Podczas pobytu na takim resorcie podstawą jest rower lub hulajnoga. Łazienki tym razem mamy blisko, ale zwiedzenie całego obiektu pieszo jest bardzo męczące. Na plaże jeździmy rowerami, tak samo na wycieczkę po obiekcie. Ku naszemu zdziwieniu znowu przybyło domków mobilnych, kolejne firmy stawiają tu swoje małe apartamenty coraz to wyższej jakości. Niestety ubywa przez to parceli i jest tłoczno. Za domkami pod koniec campingu jest miejsce nieparcelowane, z przyłączami prądu, byłem przekonany, że tutaj też jest pełno ludzi skoro nikt nam postoju tutaj nie proponował. Mam wrażenie, że wybrałbym miejsce gdzie obłożenie nie przekracza 20% nawet kosztem noszenia wody w bańce:
a wycieczki rowerowe nie dla każdego kończą się tak samo….
Plaża – bez zmian, dalej piasek/błoto/żwir – to wszystko zmieszane razem, codziennie sprzątane, grabione i od nowa rozkopywane od rana również przez nas. Podczas odpływu jest tak płytko, że jest to aż uciążliwe – woda ma głębokość do 20cm na 50-70m a może i dalej. Aby popływać, trzeba się solidnie oddalić od brzegu. Nie mniej jednak jest to miejsce bardzo przyjazne dzieciom i dużo bezpieczniejsze niż plaże na Solarisie, czystsze niż na Stobreciu, a płytka woda jest też cieplejsza.
Pobyt w tej okolicy w naszym przypadku nie może być stacjonarny. Mamy tutaj wiele fajnych miejsc do odwiedzenia, a zawsze szukamy czegoś nowego. Pierwszy raz docieramy na plaże w okolicach Ninu a dokładnie campingu Ninska Laguna. Sam wjazd samochodem jest tu płatny na dużo przed parkingiem. Nie wiedziałem związku z tym ominąłem zmęczoną dziewczynę dorabiającą jako parkingowa a jej po południu na niczym już nie zależało. Wjechaliśmy tu spontanicznie bez sprzętu plażowego, zwiedziliśmy miejsce, które od początku spodobało się i nam i dzieciom. Morze rozlewa się tu na płytkie bajorka, w których woda jest po prostu ciepła, mam wrażenie że przekraczała 34C. Robimy kilka fotek i planujemy przyjechać tu kolejnym razem z rana. Tak się nie stało, raz dotarliśmy ok południa, lecz parkingowy zawołał cenę za wjazd tylko za cały dzień, było drogo a dla nas max godzinka i ucieczka dalej. Nie skorzystaliśmy. Teraz widzę, że po drugiej stronie laguny jest Camp Dispet, oddalony o 300m od starówki i 20m od piaszczystej plaży. Muszę zapamiętać i zajechać tam kiedyś na rekonesans.
Jeżeli już mowa o odwiedzaniu campingów. Dalej kontynuujemy naszą tradycję i zwiedzamy niemal wszystkie mijane na wycieczkach campingi, jeżeli tylko znajdują się nad wodą i są w kręgu naszego zainteresowania. Dotarliśmy np. na camping Simuni (wyspa Pag), na którym byliśmy w 2012r, jednak po wieczornej dyskotece do godziny 22:30 tuż obok naszej parceli postanowiliśmy wyjechać po pierwszej nocy. Wtedy nie dość, że nie zwiedziliśmy dobrze miejsca, to ja osobiście nie dotarłem nawet do plaży. Tym razem byliśmy tu aż dwu krotnie, a długi spacer pozwolił zobaczyć każdy cm długiej plaży, parceli nad samym morzem jak i reszty campingu. Zdecydowanie spodobało nam się tutaj i niewiele brakło a zamienilibyśmy Zaton na Simuni. Jednak jest tu dość stromo a Ania wiecznie biega, ścieżki nie są przystosowane do hulajnogi z małymi kółkami i nie byłoby zbyt bezpiecznie. Jednak camping ten zdecydowanie trafił na listę do odwiedzenia. Plusem jest także sprzęt budowlany wykorzystywany do ustawiania przyczep, jak holownik miałby problem.
Na campingu odkrywamy fajny bar, w którym piecze się prosiaka i kurczaki na ogniu. O czymś takim myśleliśmy od dawna i w końcu tym razem uda nam się załapać. Podczas pierwszego pobytu trzeba by oczekiwać ponad godzinę na prosiaka, zajadamy więc kurczaki i umawiamy się na kolejny obiad.
Zanim zjedziemy z Pagu przejedziemy jeszcze przez starówkę miasta Pag….
… i zboczymy do Povljany.
Jak się okaże był to strzał w dziesiątkę. Wizytujemy camp Mali Dubrovnik i Porat, ten drugi bardziej rozległy i przypadł nam do gustu. Nie leży bezpośrednio nad wodą, ale to nie problem bo do plaży jest ok 150m, a kawałek dalej na końcu mieściny jest nasza nowa ulubiona, świeżo odkryta plaża. Nawet z małym parkingiem. Z minusów – nie ma prysznica. Zabieramy ze sobą 5l wody czystej z campingu. Miejsce to przypomina nasz Bałtyk, jest piasek, trochę ciemniejszy, w wodzie płytko i fajnie faluje. W sumie przyjedziemy tu chyba 3 razy. Jest to miejsce w którym nasz syn pierwszy raz założy płetwy, maskę i popłynie ze mną podziwiać podwodny świat. Duma nas wtedy rozpierała. Brawo Leo.
Wracając na Zaton zrobiliśmy w końcu fotki pod Paskim mostem (dla porównania jakość – najpierw aparat, później telefon), a w związku z tym, że Ania zasnęła wieczorem udamy się pożegnać Zadar prawdopodobnie tylko na rok.
Zadar, jak niektórzy pamiętają to nasze ulubione miejsce w Cro. Będąc w promieniu 50km zawsze zajedziemy na starówkę, czasami i 3-4 razy podczas jednych wczasów. Tym razem już opaleni, w promieniach zachodzącego słońca spacerujemy i świetnie bawimy się do późnych godzin wieczornych. W powietrzu czuć już jednak lekki smutek, żegnamy się z miastem na kolejny rok – przynajmniej mamy taką nadzieję i plan. Zadar pasuje nam jako miejsce na nocleg w drodze na południe, zobaczymy czy dojdzie do modernizacji campingu przełożonej z 2017 na 2018r.
Tym razem dodatkową atrakcją spaceru będzie lądowanie helikoptera na pięknym jachcie z całkiem fajnym tłem…
12 czerwca, poniedziałek – z rana udajemy się na plażę. Brak wiatru, palące słońce, płytka woda, błotnista plaża oraz praktycznie przepełniony camping wywołują u nas mieszane uczucia…
Na Zaton dotarliśmy w piątek 9 czerwca, w poniedziałkowe południe podejmujemy decyzję o zmianie campingu. W Chorwacji będziemy do piątku, pora jechać na wycieczkę zobaczyć gdzie możemy się osiedlić.
Odwiedzamy camp Park Soline w Biogradzie, całkiem fajny ale kawałek ładnej plaży jest bardzo zaludniony a wolne parcele są bez widoku na morze a to był nasz warunek nr1.
Później odwiedzamy jeden z najdroższych campingów w Chorwacji – Oaza Mira. Dzięki karcie Acsi udałoby się zbić cenę z ok 300 na niewiele ponad 100zł a dobę. Dostajemy wolny numer parceli – jeden… widok jest piękny, tylko parcela jak wiele na tym campingu ma wadę – spadek za krawędzią ok 1,8m w dół. nawet jakby to wygrodzić to trzeba by pilnować ani 100% dnia i nie spuszczać z oka. Jest też kilka parceli w cieniu, bez widoku. Camping bardzo nam się podoba i tutaj praktycznie rzucamy monetą czy nie warto byłoby jednak zostać.
Na koniec jedziemy na camp Kozarica, tutaj kilka razy miło spędzaliśmy czas. Jego jedyną wadą jest plaża – dla dzieci jest kawałek żwirku wysypany na końcu campingu, w wodzie skały i trochę wodorostów. Mało bezpiecznie a reszta plaży to beton plus śliski kamień, mało tu kiedyś nie zginąłem po upadku do tyłu na głowę… Jest kilka wolnych parceli, na siłę można powiedzieć, że nawet z widokiem, lecz blisko baru, w którym bardzo głośno gra muzyka, tego wcześniej tu nie było. Warto odnotować nowe chodniki, wydzielone parcele, mobile homy oraz piękny budynek recepcji. Fotek nie robimy, wracamy na Zaton.
Pobyt na campingu jak widać był bardzo intensywny jak na 4 noce. Dzieci sprawdziły atrakcje na wszystkich placach zabaw, pobyt kończymy wieczorną wycieczką rowerową.
We wtorek 13 czerwca ruszamy delikatnie na północ, na nasz ulubiony, sprawdzony i odwiedzany każdego roku camping Straśko. Jedziemy trochę niepewni – jak nie będzie fajnych miejsc to zbyt wiele alternatyw nie będzie.
Jak niedługo się okaże, nie zawiedziemy się a podjęta decyzja okaże się słuszną.