Są takie miejsca, które planuje się koniecznie odwiedzić, jedne mniej drugie bardziej znane. Tak było w tym przypadku. Jedziemy na plażę Divna. Zapraszam do wspólnej wycieczki.
Nie ma się co oszukiwać – to chyba najpiękniejsze miejsce na camping w Chorwacji, jest tylko jeden mały problem – dojazd a w zasadzie powrót. Owszem jest to wykonalne, ale nie naszym zestawem. Być może w przyszłości po zakupie holownika z napędem 4×4 i najlepiej silnikiem 3.0 diesel odważyłbym się tam zjechać. Kolejnym minusem jest sam wjazd na camping, na wąskiej drodze trzeba bardzo mocno skręcić w prawo i w dół po to aby kilka metrów dalej zawrócić w lewo. Jest to praktycznie nie wykonalne nawet z małą przyczepą. Ale to nie problem, ruchu tam nie ma więc da radę zrobić to na moverze. Problem będzie z wyjazdem w kierunku Trpanj, jest tam tak stromo na odcinku kilku set metrów, że nawet z pełną towarówką nie chciałbym tam jechać moim autem. Jeden samochód z przeciwka na agrafce i duża szansa że bez 4×4 do nie ruszymy. Szkoda, bo miejsce warte odwiedzenia na 2-3dni, dłużej pewnie można tam zwariować :).
Zanim jednak zaparkowaliśmy na Divnej odwiedziliśmy kolejną miejscowość – Duba Pelejska. Jest tam fajnie, plaża ładna ale o cieniu można zapomnieć. Przy okazji na małym przydomowym campingu widzimy zestaw z Polski – mała przyczepa Eriba i ford focus – jak widać, da się tam dojechać, być może jest jakiś lokalny holownik wyciągający budki do góry ?
Wracamy na Divną. Parkujemy na łuku drogi, jest tam szeroko, nikogo nie ma. Schodzimy na plażę, gdzie ani jednego człowieka po za nami. Duże drzewo daje cień na części plaży, będziemy tu odpoczywać. W sezonie letnim ciężko tu o miejsce na ręcznik, jest 3 czerwca a my jesteśmy sami a autocamp Divna jest nieczynny i wygląda na zaniedbany czy tez opuszczony, mimo zakazu robimy rekonesans. Oj chętnie bym tu kiedyś przyjechał.
Proponuję porównać kolory na fotkach z aparatu (te z datą) a z dobrego telefonu w tym samym miejscu…
Z moich wszystkich wyjazdów to właśnie tutaj spotykam pod wodą najładniejsze kolorowe rybki – czerwone, niebieskie, żółte – prawie jak w akwarium morskim. Część dna jest piaszczysta, część kamienista, a pod kamieniami rozmnażają się wspomniane ryby.
Oprócz campingu jest tu kilka apartamentów, właściciel jednego z nich dojeżdża na samą plażę samochodem, po chwili pojawiają się turyści, skoro inni mogą to czemu my nie ? (Pewnie dlatego, że jest zakaz wjazdu z wyłączeniem mieszkańców). Aby nie męczyć się po schodkach z dziećmi i majdanem, w chwili ogłoszenia ewakuacji udałem się sam po samochód. Dojazd na plażę a tym bardziej powrót pod górę to kolejna atrakcja, przynajmniej dla kierowcy :).
Zanim jednak dotarliśmy do plaży Divna odwiedziliśmy camping Vrilla w Trpanj, którego plaża nie wywołała u nas dreszczy, jeżeli bylibyśmy tutaj przed Prapratno byłoby wiele lepiej. Camping to solidna patelnia, solidne obłożenie a i dojazd mimo, że nie przez centrum to dość średni. Na razie tutaj nie przyjedziemy. Na plaży dzieci zjadają pyszną zupę…. zamrożoną w domu, podgrzaną rano do termosu. Jesteśmy leniwi i nie chce nam się szukać knajpki pod dzieci. Co mi się nie spodobało na campie Vrilla ? zarówno przed campem jak i za jest lokalna droga szutrowa, po której jeżdżą ciężarówki, wygląda jakby był tam jakiś kamieniołom albo budowa drogi, generalnie pył był wszędzie.
Za chwilę zjadamy lody w Trpanj, stojąc pod drzwiami lodziarni teoretycznie na parkingu a praktycznie na zakazie wjazdu. Po chwili zajeżdża pan policjant cywilnym megane, ogląda nasz samochód i idzie dalej. Okazuje się, że przyjechał tu kierować ruchem samochodów wyjeżdżających z promu z Ploce. Problem polegał na tym, że prom przypłynął z 10 minut wcześniej a po samochodach śladu nie było. No ale przecież jesteśmy na południu Europy, pewnie kawka była za gorąca, albo może żona w domu zatrzymała za długo ? 🙂
Po wyjechaniu z plaży Divna kierujemy się na obiad i spacer do Orebicza. Miło wspominamy tą miejscowość, chyba największą na półwyspie. Byliśmy tu kilka razy w 2012r, podczas pobytu w Loviste. Mimo moich planów do Loviste nie jedziemy, kilometrów było dosłownie 18, i trzeba było jechać. Jednak myśl, że pojedziemy sentymentalnie do Loviste tylko po to aby zostawić samochód pod zakazem wjazdu i spacerować w 33C upale z marudnymi dziećmi… skutecznie ten plan skasowała. Szkoda, bo odwiedzilibyśmy po drodze campingi w Kuciste, które polecono nam kilka dni później podczas pobytu na Stobreć.
W Orebicu nic się nie zmieniło, słynne lody od braci bliźniaków totalnie nie powalają, wręcz są jednymi z gorszych w tym roku. Za to pizza tuż nad budką sprzedaży biletów Jadroliniji w porcie zdecydowanie na plus. Odpoczywamy tu przed powrotem do Prapratno (niby tylko 58km), ale po krętych i pofalowanych drogach Peljesaca, na których jako kierowca mam frajdę sprawdzając przyczepność opon na zakrętach… załoga marudzi!
Jedziemy jeszcze nad miasto na punkt widokowy przy Kościele – piękny widok na Korcule i inne wysepki, stąd prosto do konzuma.
Wracajć robimy kilka fotek spalonych przed 2 laty okolic Trstenika, roślinność powoli się odradza, ale jeszcze długo będzie widać obraz zniszczeń.
Do Prapratno docieramy po 18, słysząc odgłosy nadchodzącej burzy. Rozkładamy markizę na kilka minut (nie wieje a jedynie grzmi nad górami), deszcz, który popadał 5 minut był tak słaby, że nawet nie dał się sfotografować, za 10 minut wszystko wyschło. Jak dobrze pamiętam to jedyny deszcz na tych wczasach.
Do opisania została mi jeszcze jedna wycieczka z campingu Prapratno, nie trudno chyba zgadnąć jaka ?
Wkrótce kolejny wpis – zapraszam.