browser icon
You are using an insecure version of your web browser. Please update your browser!
Using an outdated browser makes your computer unsafe. For a safer, faster, more enjoyable user experience, please update your browser today or try a newer browser.

Wielkanoc na Węgrzech czyli poszukiwanie wiosny

Posted by on 21 kwietnia 2017

Witajcie.

Od przynajmniej pięciu lat wybieraliśmy się na wiosenny wyjazd z okazji Świąt Wielkanocnych. Nigdy ta sztuka nam się nie udała, przeważnie ze względów pogodowych i stanu zdrowia naszej starszej (Leo) pociechy. W tym roku postanowiliśmy oszukać przeznaczenie i odmienić tą złą serię.

Plan był prosty – Święta przypadają w połowie kwietnia, pogoda już na pewno będzie, także jedziemy – nie ważne gdzie, ważne aby było ciepło i przyjemnie. Pogoda już w marcu nas rozpieszczała, było kilka dni z temperaturami przekraczającymi 20C, a weekend rozpoczynający kwiecień to prawdziwy szał – 25C i pełne słońce.

Niestety był to koniec pozytywnych wieści pogodowych, z dnia na dzień prognozy były coraz gorsze i o wyjeździe do Polski nie było co marzyć. Dla nas deszcz i temperatura od 4 do 8 C przez większość wyjazdu to zdecydowanie za mało.  Na szczęście od kilku tygodni plan był inny – jedziemy z zaprzyjaźnioną od 5 lat rodzinką na Węgry a konkretnie do Bukfurdo na camping z basenami termalnymi. Tam prognoza pogody również nie była tak optymistyczna jak można było marzyć (w marcu zakładaliśmy, że będzie na stałe powyżej 20C). Na szczęście w ostatnich dniach przed wyjazdem prognozy wskazywały temperaturę od 15 do 22C w dzień i praktycznie brak deszczu i dużo słońca. Decyzja była prosta – jedziemy!

Aby lekko pomóc losowi i w końcu przełamać złą serię na ostatnie dni przed wyjazdem odpuszczamy synowi przedszkole, żal byłoby nie wyjechać przez jakiegoś wirusa załapanego w ostatniej chwili. Plan się powiódł – nadeszła środa 12.04 – ruszamy!

Wielkich przygotowań nie było, był za to wielki pośpiech. Nasza przyczepa w poniedziałek była umówiona w Krakowie na przegląd i musiała być całkowicie rozpakowana. Z przeglądu wróciłem ok godziny 15 tej, zdążyłem jeszcze tylko umyć przyczepę. We wtorek po pracy pakowaliśmy samochód, przyczepę i metodą na wariata to samo w środę od rana. Generalnie udało się, nic nie zapomnieliśmy… przynajmniej z rzeczy najważniejszych.

Pozytywne wieści kilka tygodni wcześniej dotarły z Węgier. Otwarto tam długi odcinek drogi ekspresowej M86 Z Gyor do Szombathely, który sprawił, że lokalnej drogi będziemy mieli tylko 12km a czas przejazdu znacznie się skróci. Zmieniamy też naszą trasę przez Polskę, zamiast A1 i przejazdu przez Czechy w kierunku Słowacji tym razem pojedziemy przez Tychy, Bielsko-Białą i Zwardoń – w kierunku Bratysławy.

Środa 12.04 – 9:45 Ruszamy z Częstochowy

12:15 – tankujemy w BB

13:25 – jesteśmy  na Słowacji

13:45 – stoimy w korku w Cadcy

14:35 – pierwszy odpoczynek (40min) na pierwszym parkingu na Autostradzie w kierunku Bratysławy

17:15 – stoimy w korku na mostach w Bratysławie, ruch idzie płynnie ale powoli tracimy z 10 minut

17:30 – tankujemy na ostatniej stacji na Słowacji, bardzo drogo – ok 1,38E za litr ON – ostatni raz tu tankuję 🙂 tutaj dogania nas kamper znajomych, mieli opóźnienie na starcie w BB, od tej pory jedziemy płynnie razem. Postój ok 25 min na kolację 🙂

18:20 jesteśmy na Węgrzech

19:40 – Jesteśmy w Bukfurdo… po dokładnie 10 godzinach jazdy. To chyba nasz najgorszy czas z ostatnich lat na tej trasie.

Gdzie poszło nie tak ? jak zwykle długo jedziemy do granicy, później kiepski odcinek na Słowacji i korek w Cadcy oraz dłuższe niż zwykle przerwy..

Nie ma jednak problemu, dzieciaki zniosły trasę dobrze, rozpoczynamy odpoczynek.

Nie jest dla nas zaskoczeniem fakt, że camping jest zajęty przynajmniej w 70%. Zostawiamy paszporty w recepcji (czynna do 16tej, później siedzi ochrona), i jedziemy zestawami szukać miejsca. Po rundzie honorowej przez cały camping stajemy w jego najnowszej części, na tzw. patelni. Celowo, przyjechaliśmy szukać słońca, cienia mam nadzieje szukać na tym samym campingu za 1,5 miesiąca w drodze do Chorwacji.

Tym razem parkowanie, uzupełnienie wody (wożę do 10litrów, nowy zbiornik ma pojemność 70L), podłączenie prądu, wypoziomowanie i inne czynności przebiegają błyskawicznie. Przed 21 nasza niespełna 2 letnia córa (Ania) idzie spać, Leo posiedzi jeszcze z kumplem Frankiem do prawie 23, ale w kamperze, wieczór jest chłodny.

W czwartek rano budzi nas już piękne słońce, po odsłonięciu okien widzę ciekawy widok – wszystkie okoliczne parcele zarezerwowane – krzesłami, leżakami, stopniami wejściowymi – czym się dało. W nocy był najazd turystów, którzy po 22 nie mogą dostać się na camping, lecz bezpiecznie stoją przed lub za bramą wjazdową.  Naszymi nowymi sąsiadami okazali się Czesi, których spotkaliśmy rok wcześniej w Chorwacji na campingu Straśko, mieliśmy delikatne obawy czy 4 duże rodziny będą wieczorami względnie cicho, na szczęście z małymi wyjątkami było ok.

Pierwszy dzień w Bukfurdo spędzamy oczywiście na basenach, dzieciaki nie mogły się przecież doczekać. Dla nas niewiadomą było jak zachowa się Ania, która owszem bywała już na basenach, jednak od ubiegłego sezonu znacznie dorosła, dla dwu latki jeden rok to kawał czasu na rozwój. Byliśmy jednak bardzo pozytywnie zaskoczeni, córa czuje się jak ryba w wodzie, która dodatkowo jest ciepła więc może spokojnie przebywać w niej długi czas. Baseny wewnętrzne, które są dodatkowo płatne (ok 60zł / rodzinę za cały dzień) opłacamy ze zniżką w recepcji campingu – dostajemy elektroniczne „zegarki” na które wchodzimy przez bramki na baseny. Atrakcje na zewnątrz są wliczone w cenę pobytu, akurat teraz częściowo wystartowały, jednak ze względu na silny wiatr my nie korzystaliśmy.

Na basenach wewnętrznych mamy do dyspozycji darmowe leżaki (jeżeli akurat są wolne), pokój zabaw dla dzieci ( z zabawkami) oraz :

  • 2 zjeżdżalnie na pontonach
  • 1 zjeżdżalnie bez pontonu, ciemną nasz 7 latek spokojnie tam śmigał. Ratownicy nie pilnują wzrostu i sposobu korzystania ze zjeżdżalni a kolejki były nie duże.
  • „rwącą rzekę”
  • stanowiska z hydromasażem
  • kawałek basenu
  • kilka dużych basenów siarkowych, w których przeważnie jest więcej ludzi niż wody, z tych nie korzystaliśmy nigdy.

Są też darmowe szafki (aby zamknąć trzeba mieć monetę 100Ft do odzyskania). Są suszarki do włosów i czyste łazienki.

Sam camping jak to określam należy do tych Europejskich. Jest czysto, parcele są fajnie zaprojektowane, z przyłączami (bez kanalizacji), jedynie czego brakuje to porządnego zrzutu kasety WC chem, gdyż jeden i to dawno projektowany przy pełnym campingu nie jest ideałem. Trudno tu o czystość i higienę.

Całe miasteczko praktycznie podporządkowane jest po turystów, można tu spokojnie spacerować, jeździć na rowerze czy też innych sprzętach. Kilka restauracji z dobrym jedzeniem w cenie podobnej jak w Polsce, gwarantuje że nie będziemy głodni.

Planując wyjazd na Węgry nie myśleliśmy tylko o moczeniu w basenach, a także o zwiedzaniu. Udało nam się dojechać do Nagycenk gdzie mieści się muzeum kolei wąskotorowych, można tutaj przejechać się wąskotorówką (przeważnie dieslem, od święta parowozem). Niestety nie znalazłem dokładnego rozkładu przed przybyciem na miejsce, nie czekaliśmy więc 1,5h na przejazd pociągiem, może kolejnym razem się uda.

Druga wycieczka to mój pomysł na powrót do lat 90-tych. Nad Balatonem byłem w roku 1998, w lipcu – trwały wtedy mistrzostwa świata Francja 1998.. w finale gospodarze wygrali 3:0 z Brazylią i po raz pierwszy w historii sięgnęli po tytuł mistrza świata. Wiele więcej z tego wyjazdu nie pamiętam, no może po za ciepłą i czystą wodą w Balatonie oraz dobrymi naleśnikami i langoszami.

Na cel wycieczki wybieramy malowniczą miejscowość Tichany, która leży na cyplu wysuniętym w Balaton, jednocześnie jest to najwyższy punkt nad Balatonem, gwarantujący fajne widoki i klimat turystyczny (którego ja osobiście w Buk do końca nie czuję).  Prawie 140km drogi głównie z 1 pasem zajmuje nam niespełna 2 godziny jazdy. Jednak uważam, że warto było – dla samego widoku turkusowej wody (fotki go nie oddają) oraz klimatu straganów, restauracji i spacerów promenadą nad wodą ( w położonym nieopodal Balatonfured).  Podczas pobytu nad Balatonem da się porozmawiać i zamówić cokolwiek w języku angielskim, spotkaliśmy nawet naganiacza ze statku wycieczkowego, który mówił płynnie po polsku. W okolicach Buk mówi się po niemiecku i czesku 🙁 .

Ostatnim ciekawszym odwiedzonym punktem była sala zabaw nieopodal Buk, gdzie za ok 30zł dzieci mogły wyszaleć się bez limitu a dorośli poganiać za nimi lub czekać na kanapach.

Wszystko co dobre szybko się kończy, nie inaczej było tym razem.  Zanim dobrze odpoczęliśmy przyszedł poniedziałek i trzeba było ruszać do domu. Pogoda w kraju nie rozpieszczała, słyszeliśmy coś tam o deszczu, gradzie i śniegu w górach. Trasę na powrót wyznaczyliśmy identyczną (winieta na Węgrzech dla mnie to 43zł, na Słowacji 2x45zł).

 

W drogę  ruszamy również późno bo o 9:30, lecz powroty zawsze idą nam szybciej. Mimo krążących nad Słowackimi górami gwałtownych opadów deszczu, nam udaje się prawie na sucho dotrzeć do Polski. Tutaj 15 minut deszczu i do samej Częstochowy jedziemy już na sucho, mimo solidnych opadów również w górach w okolicy Bielska-Białej.

W domu meldujemy się o godzinie 17:30, jakimś cudem odrobiliśmy 2 godziny na tej samej trasie.

Podczas dojazdu do Węgier spaliliśmy średnio 11,5l ON na 100km, natomiast podczas powrotu 11,2l ON/100km przy prędkości średniej z komputera 80kmh.  Cały wyjazd zamknęliśmy w 1550km. Za 40.000Ft z bankomatu zapłaciłem 586zł, a 5 nocy na campingu + 3 całodniowe wjeścia na baseny to kwota 930zł z kartą CCI.

Co zastaliśmy pod domem ? prognozę z opadami śniegu w ciągu 24godzin, w którą nie do końca wierzyłem…  a skończyło się to tak :

Mam nadzieję, że temat niesprzyjającej pogody na ten rok mamy zamknięty, ledwo wróciliśmy z Węgier, a po cichu za 8 dni od dzisiaj planujemy odwiedzić Bałtyk… oby tylko były ku temu warunki !

Zapraszam do komentowania 🙂

P.S. Do planu Chorwackie lenistwo 2017 zostało już mniej niż 40 dni 🙂

 

4 Responses to Wielkanoc na Węgrzech czyli poszukiwanie wiosny

  1. dudek_t

    Fajny wyjazd, świetna relacja.

  2. Crass

    super wyjazd,zapisany w moim kajecie ..”do zaliczenia” 🙂

  3. Robert

    Wyjazd super i pewnie skorzystam ze wskazówek, widzę ze Ty podobnie jak ja jesteś też na etacie fotografa w rodzinie….nasi znajomi jak oglądają zdjęcia zawsze pytają czy ja też byłem z moją rodziną 🙂

    • marek

      Witaj.
      dzięki za komentarz.

      teoretycznie jestem fotografem, prawda jest taka, że w ręce posiadam tylko telefon. Z moimi dziećmi mamy zawsze plecak, wózek, torbę i jeszcze coś i na porządny aparat miejsca aktualnie brak. Na dziś jest jednak pomysł zakupu jakiegoś aparatu z dobrym zoomem optycznym ale jak najmniejszego.. jest jeszcze czas.. w końcu do wczasów jeszcze 3 tygodnie :). Na teraz pozdrawiam czytających z majówki nad Bałtykiem przy 8 -10C ale za to prawie bez deszczu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

JBDrWU